|
..::WarlandRPG::.. ..::Smocze RPG::.. - Warland...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jano
Zabójca
Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 1280
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Cholerzyn
|
Wysłany: Pią 18:50, 07 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz puźniej.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co too ma byc?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Amon
Postać
Dołączył: 27 Paź 2007
Posty: 2559
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z otchłani zapomnienia Płeć: Mąż
|
Wysłany: Pią 19:26, 07 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elesien Redriel
::V-MG::Admin::
Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 5322
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z willi obok Kurgu! Płeć: Mąż
|
Wysłany: Sob 13:15, 08 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amon
Postać
Dołączył: 27 Paź 2007
Posty: 2559
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z otchłani zapomnienia Płeć: Mąż
|
Wysłany: Sob 14:16, 08 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
A on zeskoczył z klifu, wyjął miecz z pochwy na plecach i bez zastanowienia ruszył sam na tą chordę!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elesien Redriel
::V-MG::Admin::
Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 5322
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z willi obok Kurgu! Płeć: Mąż
|
Wysłany: Sob 14:41, 08 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
A on zeskoczył z klifu, wyjął miecz z pochwy na plecach i bez zastanowienia ruszył sam na tą chordę! Rozwalił wszystkich na hita...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amon
Postać
Dołączył: 27 Paź 2007
Posty: 2559
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z otchłani zapomnienia Płeć: Mąż
|
Wysłany: Sob 15:04, 08 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
A on zeskoczył z klifu, wyjął miecz z pochwy na plecach i bez zastanowienia ruszył sam na tą chordę! Rozwalił wszystkich na hita...
Wszystkich oprócz ich szamana który właśnie przyzwał Arcydiabła!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elesien Redriel
::V-MG::Admin::
Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 5322
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z willi obok Kurgu! Płeć: Mąż
|
Wysłany: Sob 18:03, 08 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
A on zeskoczył z klifu, wyjął miecz z pochwy na plecach i bez zastanowienia ruszył sam na tą chordę! Rozwalił wszystkich na hita...
Wszystkich oprócz ich szamana który właśnie przyzwał Arcydiabła!!! I na 2 hity rozwalił Arcydiabła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amon
Postać
Dołączył: 27 Paź 2007
Posty: 2559
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z otchłani zapomnienia Płeć: Mąż
|
Wysłany: Sob 22:20, 08 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
A on zeskoczył z klifu, wyjął miecz z pochwy na plecach i bez zastanowienia ruszył sam na tą chordę! Rozwalił wszystkich na hita...
Wszystkich oprócz ich szamana który właśnie przyzwał Arcydiabła!!! I na 2 hity rozwalił Arcydiabła.
Ale to była tylko przykrywka... W tym czasie szaman urzył całej swojej mocy, bu ukierunkować naturalny chaos prosto w kierunku drobnej egzystencji Ajaja!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
bartek_2506
Zabójca
Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 972
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wszystkiego po trochu...
|
Wysłany: Sob 22:22, 08 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
A on zeskoczył z klifu, wyjął miecz z pochwy na plecach i bez zastanowienia ruszył sam na tą chordę! Rozwalił wszystkich na hita...
Wszystkich oprócz ich szamana który właśnie przyzwał Arcydiabła!!! I na 2 hity rozwalił Arcydiabła.
Ale to była tylko przykrywka... W tym czasie szaman urzył całej swojej mocy, bu ukierunkować naturalny chaos prosto w kierunku drobnej egzystencji Ajaja! Widzac to ruszyl w kierunku szamana.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amon
Postać
Dołączył: 27 Paź 2007
Posty: 2559
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z otchłani zapomnienia Płeć: Mąż
|
Wysłany: Sob 22:24, 08 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
A on zeskoczył z klifu, wyjął miecz z pochwy na plecach i bez zastanowienia ruszył sam na tą chordę! Rozwalił wszystkich na hita...
Wszystkich oprócz ich szamana który właśnie przyzwał Arcydiabła!!! I na 2 hity rozwalił Arcydiabła.
Ale to była tylko przykrywka... W tym czasie szaman urzył całej swojej mocy, bu ukierunkować naturalny chaos prosto w kierunku drobnej egzystencji Ajaja! Widząc to ruszył w kierunku szamana.
Cała okolica drgała od nagromadzonej energii... Barwa światła słonecznego przechodziła przez wszystkie możliwe spektra dodając tej sytuacji niezwykłego surrealistycznego piękna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Elesien Redriel
::V-MG::Admin::
Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 5322
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z willi obok Kurgu! Płeć: Mąż
|
Wysłany: Nie 15:08, 09 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
A on zeskoczył z klifu, wyjął miecz z pochwy na plecach i bez zastanowienia ruszył sam na tą chordę! Rozwalił wszystkich na hita...
Wszystkich oprócz ich szamana który właśnie przyzwał Arcydiabła!!! I na 2 hity rozwalił Arcydiabła.
Ale to była tylko przykrywka... W tym czasie szaman urzył całej swojej mocy, bu ukierunkować naturalny chaos prosto w kierunku drobnej egzystencji Ajaja! Widząc to ruszył w kierunku szamana.
Cała okolica drgała od nagromadzonej energii... Barwa światła słonecznego przechodziła przez wszystkie możliwe spektra dodając tej sytuacji niezwykłego surrealistycznego piękna. Nagle pojawiają się miliony Ghulów...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amon
Postać
Dołączył: 27 Paź 2007
Posty: 2559
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z otchłani zapomnienia Płeć: Mąż
|
Wysłany: Nie 15:10, 09 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
A on zeskoczył z klifu, wyjął miecz z pochwy na plecach i bez zastanowienia ruszył sam na tą chordę! Rozwalił wszystkich na hita...
Wszystkich oprócz ich szamana który właśnie przyzwał Arcydiabła!!! I na 2 hity rozwalił Arcydiabła.
Ale to była tylko przykrywka... W tym czasie szaman urzył całej swojej mocy, bu ukierunkować naturalny chaos prosto w kierunku drobnej egzystencji Ajaja! Widząc to ruszył w kierunku szamana.
Cała okolica drgała od nagromadzonej energii... Barwa światła słonecznego przechodziła przez wszystkie możliwe spektra dodając tej sytuacji niezwykłego surrealistycznego piękna. Nagle pojawiają się miliony Ghulów...
Rozszarpały szamana, a Ajaj stał ogłupiały i gapił się na rozerwane szczątki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ethar Youngdevil
Pogromca Smoków
Dołączył: 15 Cze 2007
Posty: 546
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z puszki Pandory
|
Wysłany: Pią 20:51, 21 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
A on zeskoczył z klifu, wyjął miecz z pochwy na plecach i bez zastanowienia ruszył sam na tą chordę! Rozwalił wszystkich na hita...
Wszystkich oprócz ich szamana który właśnie przyzwał Arcydiabła!!! I na 2 hity rozwalił Arcydiabła.
Ale to była tylko przykrywka... W tym czasie szaman urzył całej swojej mocy, bu ukierunkować naturalny chaos prosto w kierunku drobnej egzystencji Ajaja! Widząc to ruszył w kierunku szamana.
Cała okolica drgała od nagromadzonej energii... Barwa światła słonecznego przechodziła przez wszystkie możliwe spektra dodając tej sytuacji niezwykłego surrealistycznego piękna. Nagle pojawiają się miliony Ghulów...
Rozszarpały szamana, a Ajaj stał ogłupiały i gapił się na rozerwane szczątki.
ORLY? - Zapytał Ajaj najwyższego i najbrzydszego z ghulów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Greywood
Lord Demonów
Dołączył: 17 Maj 2007
Posty: 2368
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dintharis Płeć: Mąż
|
Wysłany: Wto 21:44, 03 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Promienie słońca leniwie zaglądały przez przydymione okna do starej karczmy. Zastały tam, leżącego na podłodze sporych rozmiarów wojownika który właśnie próbował przemóc się i swojego kaca... Aby wstać.
- W czymś ci pomóc, panie? - Zapytała się dziewka służebna podchodząc do wojownika na kacu.
- Nie - Wojownik skrzywił się i usiadł resztką sił - Choć... Może odrobinka wody by nie zaszkodziła... Albo nie! Wyjdź - odprawił ją ruchem ręki. Pamiętał nauki dziadka degenerata - klina klinem wybijaj. Upił kilka łyków mętnego samogonu. Poczuł się trochę lepiej. Jednak mina miała mu za chwilę zrzednąć...
- Panie... Rachunek - Odezwał się kar czmarz i położył rachunek na podłodze przed wojownikiem, po czym wrócił do wycierania blatu stołu.
Ajaj, bo tak nazywał się ów wojownik, wstał z posadzki. Nie przypominał sobie, by zamawiał tyle żarcia. Wolnym, wyuczonym ruchem, wyjął kosę zza pazuchy. Jednak jego mięśnie nie wytrzymały takiego wysiłku na tak wielkim kacu... Wojownik przewrócił się o mało nie nadziewając się na własną kosę.
- Barman spojrzał na niego. Był przyzwyczajony do takich wypadków.
Wojownik natomiast poddał się i postanowił leżeć na tej podłodze dopóki nie minie mu kac...
***
Otworzył oczy. Kac minął. Karczma była w ruinie (częściowo spalona), barmana przybito gwoździami do sufitu, a jego zonę upieczona w piecu.
- O cholera ci się stało z karczmą? - Postanowił, ze nie rozwiąże tej zagadki... Wstał i wyszedł na miasto, po drodze otrzepując się z popiołu. Minął ratusz, potem spożywczaka. Aż w końcu stanął przed operą. Ale natychmiast skrzywił się i poszedł dalej. Doszedł do murów miejskich.
Postanowił wyjść i uporać się z jakimś bzdurnym niebezpieczeństwem o którym słyszał wczoraj w karczmie.
Okoliczne wioski pustoszyły bandy goblinów. Zamierzał je zniszczyć jedną ręką. Najpierw jednak musiał zebrać jakieś informacje.
Dlatego szybkim krokiem udał się do swojego przyjaciela tropiciela, który zawsze był u siebie w chacie. Zapukał do drzwiczek, a te jak zwykle wypadły z zawiasów... Gruby kumpel podniósł sie z barłogu, w którym spał. I zwyczajowo zaczął marudzić, wyliczać koszty za drzwi i tym podobne. Ajaj uciszył go ruchem ręki. A grubas zwyczajowo usiadł na krawędzi barłogu i zapytał.
- Czego tu chcesz Ajaj? - spytał.
- Morda, psie.
- Znów przyszedłeś mnie tylko powkurzać? - Zapytał zirytowany grubas.
- Tym razem nie.
- To czego chcesz? - Spytał grubas bawiąc się nożem do rzucania.
- Informacji.
- O czym? - Pyta się znudzony grubas i odkłada nóż
- O goblinach.
- Tych co wioski palą, czy tych z cyrku?
- Naprawdę jesteś aż tak głupi?
- Nie... No to już ci o tych z cyrku opowiadam... - Uśmiecha się... - Żartuję, żartuję... To co chcesz o tych palaczach nałogowych - Znów się uśmiecha.
- W ryj byś nie chciał? - Pyta sie Ajaj lekko zdenerwowany. Czas uciekał.
- Jak tak bardzo chcesz przyłożyć to przyłóż sam sobie - powiedział to i pokazał język - A co do tych goblinów, to zdaje się że bazę maja koło wioski Ghastlon, a ich przywódcą jest szaman szczepu Shkla, Shkleon.
- Czyli ty naprawdę chcesz w ryj!!! - Czas się kończył...
- Powiedziałem ci co wiem... A teraz wynocha... - To mówiąc Grubas ziewnął, mruknął coś pod nosem a w powietrzu pojawił się połyskujący, srebrzysty błysk - Idź, zapłacisz później.
Ajaj wskoczył w dysk, i pojawił się w starej noże plugawego orka który śmierdział starymi skarpetkami... co to ma być? Przez dysk doszedł go głos.
-Wyjdź z niej i udaj się na północny zachód, po godzinie marszu dotrzesz do ich obozu.
Uczynił tak jak głos grubasa mu kazał, stał teraz na klifie nad obozem małych plugawych goblinów. Goblin skacze jak jakiś ninja... Lata ty i tam.
A on zeskoczył z klifu, wyjął miecz z pochwy na plecach i bez zastanowienia ruszył sam na tą chordę! Rozwalił wszystkich na hita...
Wszystkich oprócz ich szamana który właśnie przyzwał Arcydiabła!!! I na 2 hity rozwalił Arcydiabła.
Ale to była tylko przykrywka... W tym czasie szaman urzył całej swojej mocy, bu ukierunkować naturalny chaos prosto w kierunku drobnej egzystencji Ajaja! Widząc to ruszył w kierunku szamana.
Cała okolica drgała od nagromadzonej energii... Barwa światła słonecznego przechodziła przez wszystkie możliwe spektra dodając tej sytuacji niezwykłego surrealistycznego piękna. Nagle pojawiają się miliony Ghulów...
Rozszarpały szamana, a Ajaj stał ogłupiały i gapił się na rozerwane szczątki.
ORLY? - Zapytał Ajaj najwyższego i najbrzydszego z ghulów.
YARLY! - odpowiedział. SRSLY! - krzyknął inny i poszli na piwo. Ale problem był jeden. Kazali Ajajowi płacić! Nieświadomy tego uszczerbku krzyknął - Ajajaj!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|